Dla mnie był nie tyle artystą co znakomitym rysownikiem. Właścicielem agencji reklamowej i autorem loga ART-B. Znałam zaledwie kilka jego grafik i zaszufladkowałam go jako świetnego ilustratora pracującego w trudnej technice piórka i akwareli. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam dyptyk Zbigniewa Poraniewskiego, wykonany w technice dekalkomanii, poczułam gęsią skórkę na karku. Jakbym odkryła skarb. Potem dowiedziałam się jak ważną osobą był dla Zbigniewa jego nauczyciel i mentor Jerzy Wroński wraz z całym światem doświadczeń „polegających na eksploracji żywiołowych procesów naturalnych i ujawnianiu tkwiącego w nich potencjału twórczego” . Nauka dawnych mistrzów przetrwała w meandrach pamięci, schowana głęboko pomiędzy wprawnymi palcami. Wiem to, bo na moją prośbę Zbigniew wykonał po latach, kolejny cykl bardzo dojrzałych prac. Absolutnie porywających, wyrafinowanych w swej prostocie i urzekającej głębi.